sobota, 16 marca 2013

Korea Południowa z bliska



Artykuł przygotowała:
Anna Makowska


W życiu warto jest zaryzykować, często po to, by spróbować czegoś nowego, dowiedzieć się czegoś o sobie i przeżyć coś niesamowitego. Może się okazać, że ryzykowne decyzje przyniosą nieoczekiwane zmiany, często o 180 stopni. Tak tez się stało w życiu Anny Sawińskiej.
    
 "(...) otrzymałam telefon z zapytaniem, czy faktycznie jestem w stanie spakować się w ciągu kilku tygodni i wyjechać do Azji na co najmniej 4 lata. Długo nie zastanawiałam się. To była szansa na egzotyczną przygodę jakich mało." 
  O tym jak to się wszystko zaczęło? 
Dlaczego akurat Korea i jak wygląda tamtejsze życie,
 kultura, tradycje... 
Opowie nam Anna Sawińska z bloga http://wkorei.blogspot.com/



- Co skłoniło Panią do wyjazdu do Korei?

O moim wyjeździe zadecydował przypadek. Jeszcze w czasie pisania pracy magisterskiej szukałam ciekawych  ofert pracy. Na stronie Samsunga znalazłam informację o Global Samsung Scholarship. Było to jak na tamte czasy (rok 2002) bardzo wyjątkowe stypendium, bo pokrywało koszt dwóch lat studiów na Korea University oraz gwarantowało pracę przez co najmniej dwa lata w Głównej Siedzibie firmy. Dwa lata wcześniej na stypendium Erasmusa we Francji spotkałam też Koreankę, z którą bardzo zaprzyjaźniłam się. Sue Young w żartach obiecała mi kupno rice-cooker’a (elektryczny garnek to przygotowywania ryżu), jeżeli kiedyś przylecę do Seulu. Wtedy wydawało się ta raczej mało prawdopodobne... Zgłosiłam swoją kandydaturę do Samsunga, przeszłam kilka etapów konkursu i pewnego dnia otrzymałam telefon z zapytaniem, czy faktycznie jestem w stanie spakować się w ciągu kilku tygodni i wyjechać do Azji na co najmniej 4 lata. Długo nie zastanawiałam się. To była szansa na egzotyczną przygodę jakich mało. Wsiadłam w pierwszy w moim życiu samolot, a już na miejscu czekał na mnie pierwszy w moim życiu rice-cooker.



- Czy początki były bardzo trudne czy szybko się Pani za klimatyzowała w nowym miejscu?


Z perspektywy czasu muszę powiedzieć, że nie byłam przygotowana na to, co niesie ze sobą życie w Korei. W 2002 roku Korea ciągle znana była jeszcze raczej na poziomie podręcznikowym, odkrywana przez obcokrajowców dopiero po Mistrzostwach Świata w Piłce Nożnej. Wtedy mało kto jeszcze słyszał o k-popie, koreańskich operach mydlanych, nie było za wiele o Korei blogów. Wszystkiego musiałam doświadczyć na własnej skórze, dojść do zrozumienia tej kultury drogą własnych prób i błędów. To nie była łatwa przeprawa. Często czułam ogromną frustrację i niezgodę na to, jak Koreańczycy postrzegają świat. Z dala od domu, rodziców, przyjaciół i w obliczu niemożności dokładnego odzwierciedlenia mojej nowej rzeczywistości, musiałam oswoić się z dosyć szczególnym rodzajem samotności. Niemalże całkowita aklimatyzacja nastąpiła w moim przypadku dopiero po prawie pięciu latach spędzonych w tym kraju. Swoje przeżycia z tego okresu podsumowałam w książce „W Korei. Zbiór esejów 2003-2007” i rozpoczęłam nowy rozdział w swoim życiu. Korea stała się moim kolejnym domem (ten najważniejszy mam zawsze przy sobie, żeby nigdy nie czuć się bezdomnym) i tutejsze realia nie spędzają mi już snu z powiek. Budzi mnie za to dość często moja koreańska kotka Nabi (Motylek) oraz późno wracający z pracy mąż Woo Young.




- Jak wiadomo Korea jest potężnym Państwem, stawiającym na nowoczesność. Czy faktycznie codzienność życia w Korei różni się bardziej od tej naszej polskiej codzienności? Jak wygląda tamten świat z bliska i czy jest w nim coś co Panią zachwyca bardziej lub też przeraża?

Beata Kozidrak śpiewała, że wraz z pojawieniem się dziecka „serca ma dwa, smutki dwa”... Ja mam podobne odczucia. Polska i Korea to dwa wymiary, które nie mają ze sobą części wspólnych, ale są dla mnie jednakowo drogie. Bez moich polskich korzeni nie byłabym w stanie obracać się w koreańskich realiach, bez Korei nie byłabym taką Polką, jaką zawsze chciałam być. Z obu światów czerpię co najlepsze i na tych pozytywach staram się skupiać. Moja codzienność jest taka, jaką sobie kreuję; to stan umysłu. Reszta to jedynie detale organizacyjne, wśród których warto nauczyć się z gracją manewrować.
Przechodząc jednak do rzeczy to w jednym z wpisów na moim blogu ("Korea -lubię to") opisuję dokładnie to, co w Korei mnie zachwyca. Znajdzie się tutaj tradycyjny śpiew pansori, koreańska jesień, sauna, bardzo wysoki poziom usług, osobiste bezpieczeństwo i wiele innych. 


Przerażająca jest na pewno zażarta konkurencja między Koreańczykami na każdym froncie: w szkole, w życiu zawodowym i społecznym – sytuację opisuję w ciągu arykułów na blogu „W Korei i nie tylko”
Ponadto istnieją trzy aspekty tutejszej rzeczywistości, wśród których „manewrowanie z gracją” odrobinę słabiej mi wychodzi. Po pierwsze to dziwne upodobanie Koreańczyków do ciągłego szturchania się, wbijania sobie w boki torebek albo łokci, potrącania się na ulicy, zachodzenia sobie drogi. Nikt tutaj nikomu nie ustępuje, ani nie stosuje uników, nie wspominając już o zwykłym „przepraszam”. Druga rzecz to... charkanie. Koreańczycy uważają, że oczyszczanie w ten sposób płuc pozwala na zachowanie zdrowia. Niestety tego rodzaju „ablucje” praktykują oni często na ulicy, w toaletach, a nawet w saunach przy zbiorowym prysznicu... Ostatnia sprawa to koreańska kultura jazdy. Tutaj naprawdę trzeba uważać, żeby nie zostać przejechanym nawet na zielonym świetle i na przejściu dla pieszych. Szczególnie taksówki cieszą się pod tym względem bardzo złą sławą.
Trudno w kilku słowach opisać, jak Korea wygląda z bliska. To naprawdę zupełnie inna rzeczywistość, którą mam nadzieję udało mi się do jakiegoś stopnia przybliżyć w mojej książce. Po to zresztą ją napisałam.


- Co skłoniło Panią do zmiany decyzji o powrocie do Polski i pozostania jednak tam na dłużej?

To była trudna decyzja. Po trzyletnim stażu w Samsungu miałam okazję wyjechać na placówkę do Holandii. Mimo ciągłego sprzeciwu wobec wielu aspektów koreańskiej rzeczywistości, podskórnie wyczuwałam, że mój los związany jest  z tym krajem. Miałam wrażenie dużego niedosytu, wyjazd byłby w jakiś sposób dezercją. To też chyba kwestia charakteru - raz rozpoczętą książkę zawsze czytam do samego końca. A moja historia w Korei to był wtedy ciągle jeszcze otwarty rozdział. 



- Ostatnio coraz częściej mówi się o konflikcie koreańskim, o wybuchach? Czy mimo to czuje się tam Pani bezpiecznie? Czy są momenty, które Panią jednak trochę przerażają? Jak Pani sobie z tym radzi?

Podobnie jak większość Koreańczyków nie odczuwam żadnego zagrożenia. W Korei Południowej kolejne ruchy ze strony Północy odnotowywane są na zasadzie suchej faktologii. Nikt tutaj nie przeprowadza analizy sytuacji, nikt nie rozmawia o tym przy kawie. Koreańczycy kwitują panikę, jaką sieją media na Zachodzie, machnięciem ręki. Twierdzą, że każdy kolejny wybryk ze strony Korei Północnej, nieważne jak poważny wydawałby się, ma tylko jeden jedyny cel – utrzymać ten kraj na pierwszych stronach gazet, a co za tym idzie, wzmocnić jego siłę negocjacyjną. 
Polecam moje trzy wpisy na ten temat.
Koreańczycy z Południa podchodzą do sprawy bardzo racjonalnie. Jeżeli Korea Północna formalnie zaatakowałaby Koreę Południową, to kraj ten zniszczony zostałby w ciągu bardzo krótkiego czasu. Pamiętajmy, że na Półwyspie ciągle stacjonują wojska amerykańskie na podstawie porozumienia SOFA. Również Okinawa w Japonii to jeden wielki przyczółek armii Stanów Zjednoczonych. Chociażby z tego powodu realność skomasowanego ataku z Północy jest znikoma. 



-  Czy może nam Pani coś więcej powiedzieć o zwyczajach koreańskich? 

O koreańskich zwyczajach można napisać kolejna książkę – to naprawdę inny świat. Jednym ze zwyczajów, którego warto się chyba na wstępie nauczyć, to podtrzymywanie jednej ręki drugą przy powitaniach lub podawaniu przedmiotów osobom wyższym w hierarchii społecznej (np. pod względem wieku) lub zawodowej (np. pod względem pozycji w firmie). Niewskazane jest też przywoływanie kogoś ruchem ręki z palcami skierowanymi ku górze – tak woła się tutaj tylko psy. Dłoń kierujemy ku podłodze, co przypomina gest, który u nas odczytany być może jako chęć przegonienia kogoś.



- Czy utrzymanie się tam jest bardzo kosztowne, czy z reguły proporcjonalne do zarobków. 

Korea to generalnie dosyć drogi kraj szczególnie jeżeli chodzi o zakwaterowanie. System wynajmu jest tutaj dosyć skomplikowany z przeważającym systemem jeonse, czyli w pełni zwracalnym depozytem w wysokości nawet 75% wartości mieszkania. System ten pozwala na użytkowanie mieszkania przez okres dwóch lat bez dodatkowych opłat – ponosi się jedynie koszty administracyjne i mediów. System miesięcznych opłat z mniejszym, ale ciągle wysokim depozytem, też zyskuje ostatnio na popularności. Sytuację na koreańskim rynku nieruchomości opisuję we wpisie zatytułowanym: „Przeprowadzka”
Dużym pozytywem zażartej konkurencji  w Korei jest jakość i koszt usług. Śmiem twierdzić, że nigdzie na świecie klient nie ma tak dobrze. W restauracjach, których tutaj bez liku, można zjeść porządny posiłek za ok. 10-20 złotych. Mój abonament telefoniczny, na który składa się rata za telefon, 300 minut darmowych rozmów, 40 darmowych smsów oraz nieograniczony dostęp do internetu, to kwestia ok. 180zł. Przy minimalnej płacy na poziomie ok. 14 złotych za godzinę to naprawdę rozsądne kwoty.



-  Jak wygląda kultura koreańska? Czy  święta obchodzone są w szczególny sposób?

Najważniejsze święta w Korei to święta ruchome: Księżycowy Nowy Rok przypadający na styczeń lub luty, oraz Chuseok (Święto Dziękczynienia), które zazwyczaj ma miejsce we wrześniu lub październiku. Z każdym z nich wiążą się określone rytuały. Opisuję je szczegółowo na swoim blogu, podobnie jak ciekawsze z koreańskich obrządków.
Święta Bożego Narodzenia, czy Nowy Rok również są tutaj obchodzone, ale na pewno mają bardziej wymiar komercyjny niż rodzinny.



- Co jadają Koreańczycy? 

Przede wszystkim ryż i kimchi, czyli sfermentowane kawałki kapusty pekińskiej zaprawione masą ze sproszkowanej papryki i wielu innych warzyw, czasem też i owoców. Te dwie rzeczy to podstawowy składnik każdego posiłku. Do tego w kilku, czasem nawet w kilkunastu małych miseczkach podaje się różnego rodzaju warzywa, potrawki z mięsa itp. Przystawki te to dania wspólne dla wszystkich uczestników posiłku. Kuchnia koreańska to też szereg bardzo smacznych zup ale też i bardziej kontrowersyjnych dań w stylu ośmiorniczki lub innych owoce morza spożywane na żywo, mięsa psa itp.
Ogólnie, mimo przeważnie bardzo pikantnej nuty, koreańska kuchnia uważana jest za bardzo zdrową z powodu dużej ilości konsumowanych warzyw. Koreańczycy piją też dużo niegazowanej wody, która w tym kraju podawana jest za darmo.




- Pani ulubiona potrawa? Może podzieli się Pani z nami jakimś przepisem, który z łatwością będzie można przygotować w naszej kuchni?

Moją zdecydowaną faworytką jest samgyetang



czyli zupa z kurczaka nadziewanego ryżem oraz seollongtang,


zupa z kości wołowych, które gotowane są przez kilka godzin do kilku dni.
Przyznam się, że gotowanie to moja bardzo słaba strona. Zazwyczaj stołuję się więc w restauracjach lub firmowej kafeterii. Ze zrozumiałych względów wolałabym więc nie ryzykować podawaniem przepisów na forum internetowym. Mogę jednak podzielić się własnymi doświadczeniami z przyrządzania kimchi -opisane są one w blogowym artykule Czas na kimchi”.



- W jednym z wywiadów, przeczytałam, że rola kobiety jest bardzo trudna i  często skłania do wielu poświęceń, szczególnie jeśli chodzi o wygląd? Czy faktycznie, tamtejsze kobiety, przykładają aż tak dużą wagę do swojego wyglądu i walki o pozycję?

Chyba nie będzie przesadą, jeżeli powiem, że większość Koreanek  ma absolutnego bzika na punkcie wyglądu. Koreańskie kobiety używają niezliczone ilości drogich kosmetyków, wydają mnóstwo pieniędzy na markowe ubrania i akcesoria, a także zabiegi kosmetyczne. Chirurgia plastyczna, a w szczególności operacje nosa i oczu, jest tutaj na porządku dziennym. Wygląd i skompletowane nabytki (sekretarki u mnie w firmie chadzają z torebkami od Prady) stanowią o pewnym statusie wśród społeczeństwa, są jednym z najważniejszych kryteriów oceny drugiego człowieka (raz jeszcze: konkurencja!). Piękno kobiety to również karta przetargowa w walce o lepszego męża: bardziej zamożniejszego i przystojniejszego. A lepszy mąż to jeden z głównych składników w przepisie na satysfakcjonującą przyszłość à la Korea.




- W maju 2012 ukazała się Pani książka „W Korei. Zbiór esejów 2003-2007” wydana nakładem wydawnictwa „Kwiaty Orientu”. O czym  ona jest i jak się  narodził pomysł jej napisania?


„W Korei” to zbiór esejów, a więc na pewno nie książka dla tych, którzy szukają podstawowych faktów w stylu najciekawszych miejsc do zwiedzenia, czy porad, jak zdobyć pracę w Korei. To lektura dla bardziej zaawansowanego Czytelnika.
W swojej książce próbowałam oddać przeżycia osoby, która bez żadnego przygotowania rzucona zostaje w zupełnie odmienną kulturę. Mamy tutaj obraz młodej kobiety, która każdego dnia uczy się czegoś nowego, poznaje świat od zera jak małe dziecko. Z rozdziału na rozdział możemy odkrywać nie tylko ten nowy świat, ale też i towarzyszyć głównej bohaterce w jej własnej przemianie. Jeżeli ktoś się bowiem decyduje na tak poważny ruch, jak wyjazd na dłużej z ojczystego kraju, to musi liczyć się z tym, że zmiana ta nie tylko wniesie coś korzystnego do życia, ale że też odbierze coś w zamian.
„W Korei” polecałabym nie tylko osobom zainteresowanym Koreą, ale każdemu, kto myśli o podjęciu jakiejś zmieniającej życie decyzji. 



-  Dużo Pani podróżuje? Czy są miejsca, które wywarły na Pani ogromne wrażenia i takie do których chciałaby Pani powrócić?

Już podczas studiów na Korea University zaczęłam dosyć intensywnie podróżować po Azji – miałam w końcu okazję odłożyć trochę pieniędzy z wypłacanego stypendium. Swoją naukę zakończyłam szybciej, w ciągu trzech semestrów, i przed rozpoczęciem pracy w Samsungu wybrałam się na trzymiesięczną podróż po regionie  zapożyczając się uprzednio u rodziców. Złapałam bakcyla. Od tej pory znakomita część moich wydatków to właśnie podróże. Organizuję wypady kiedy to tylko możliwe przeważnie w miejsca, gdzie mogę nurkować (posiadam certyfikat nurka ratownika). 



Do tego dochodzą niezliczone podróże służbowe w bardziej lub mniej egzotyczne miejsca takie jak na przykład Nowa Szkocja w Kanadzie, czy Kamerun.

Malta
 Uwielbiam Australię – przejechałam ją na wskroś od Darwin do Sydney, ale też i miałam okazję zwiedzić wschodnie wybrzeże.

Australia

W kraju tym znajduje się wszystko, czego potrzebuję do życia: zdywersyfikowana natura (magiczne góry i pustynie, dżungle, przepiękne plaże, różnorodna zwierzyna), przestrzeń, świetna pogoda, ale też i nowoczesne miasta z kulturowym zapleczem na światowym poziomie. 

Australia

Australia to też jedno z najlepszych na świecie miejsc do nurkowania. Na Wielkiej Rafie Koralowej zobaczyłam mojego pierwszego wieloryba. To był potężny długopłetwiec (humbak). Wyskoczył z wody tuż obok naszej łodzi; prawie, że mogłam go dotknąć. 


To było niezapomniane przeżycie; byłam tak rozemocjonowana, że nie byłam w stanie zrobić ani jednego zdjęcia. Bardzo lubię też bardzo Laos, to ciągle trochę zapomniany świat. 

Laos


Z wysp ogromne wrażenie sprawiła na mnie Borneo – bogactwo flory i fauny tego miejsca powala z nóg. 


Palau to również ciągle mało odkryty kraj, jedno z najpiękniejszych miejsc do nurkowania, gdzie za każdym zejściem pod wodę widzi się dziesiątki najróżniejszych rekinów, ogromne żółwie, ośmiornice, czy kilkumetrowe manta rays, zwane po polsku morskimi diabłami. Do tych miejsc na pewno chciałabym jeszcze powrócić.


Barracudas

- Planuje Pani powrót do Polski?

Być może na starość. Wyobrażam sobie jakiś niewielki domek na odludziu, gdzieś w polskich górach. Jakaś chatka nad morzem lub na Mazurach też byłby nie do pogardzenia.




- Czy czuje się Pani spełniona i czego chciałaby Pani sobie życzyć?

Z perspektywy prawie jedenastu lat spędzonych w Korei uważam, że wyjazd był dla mnie najlepszym możliwym rozwiązaniem i na gruncie osobistym, i zawodowym. Czuję się szczęśliwa, ale ciągle mam kilka rzeczy do zrobienia. Przede wszystkim życzyłabym sobie sukcesu jako pisarka – to jedno z moich największych marzeń.





W takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak tylko mocno trzymać kciuki,
 by Pani marzenia się spełniły. 
Bardzo dziękuję za poświęcony czas i wspaniałą podróż 
do nieznanych nam zakątkach świata.



Książki Pani Ani można zakupić tutaj:


2. Księgarnia Lubimyczytac.pl: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/138917/w-korei
3. Księgarnia Biblionetka.pl: http://www.biblionetka.pl/book.aspx?id=237333


A jeśli chcielibyście zobaczyć krótki filmik, 
jak wygląda Korea z bliska, polecam filmik
"Korea Południowa oczami Anny Sawińskiej"


I zapraszam również na bloga:



7 komentarzy:

  1. Jejku ja też tak chcę, zaryzykować i by ta decyzja okazała się trafnym wyborem. Przeżyła i przeżywa Pani niesamowitą przygodę, zdobywa doświadczenie i w dodatku ma Pani szansę zwiedzić takie wspaniałe miejsca. Ogromne gratulacje za odwagę. I wielki podziw. Na pewno kupię książkę, bo ten kraj wydaje się być bardzo interesujący. A skoro sama nie mogę tam pojechać by się o tym przekonać, to chociaż sobie o nim poczytam. Wywiad wspaniały!!!! Pozdrawiam Ola

    OdpowiedzUsuń
  2. Fantastyczna przygoda cudne widoki, wspanałe znajomosci..Oj..Wywiad cudny. CIesze się, że mogłam go przeczytać. Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wywiad inspirujący. Jeśli Pani Anna tu zagląda to mam pytanie, mianowicie- Wspomniała Pani o swych aspiracjach pisarskich, czy to oznacza, że możemy za jakiś czas spodziewać się powieści Pani autorstwa i czy pisze Pani tylko po polsku, a może i po angielsku stara się Pani wyrazić siebie ?
    Podrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piszę właśnie kolejną książkę. Tym razem ma ona niewiele wspólnego z Koreą. Trochę wolno mi to jednak idzie z powodu chronicznego braku czasu.

      Wolę pisać po polsku mimo że zawężam tym samym grono potencjalnych czytelników. To jeden ze sposobów zachowania kontaktu z własnym językiem, co jest dla mnie bardzo ważne. :)

      Również pozdrawiam. :)

      Usuń
    2. Pozostaje mi więc życzyć Pani więcej czasu na "pisarzenie" i oby Pani przyszłe publikacje doczekały się tłumaczeń na wiele języków.

      Usuń
  4. Też bym tak chciała, dostać taką szansę od losu. Kiedyś starałam się o stypendium w Berlinie, ale zabrakło mi kilka punktów i się nie dostałam. Niestety w Polsce, jak się nie ma pleców i kasy na start, ciężko jest się wybić z tłumu i zdobyć doświadczenie. A firmy nie chcą zatrudniać nikogo po studiach. A staże to jedna wielka ściema. Zamiast uczyć się na nich, to nauczyli mnie jak robić ekspresowe ksero, unikać kolejek na poczcie i parzyć dobra kawę. A później ładnie dziękują za współpracę, ale niestety nie mają wolnych etapów. I tak człowiek po ekonomi ze specjalizacją w ekonomi menadżerskiej trafia do supermarketu jako z-ca kierownika i wykłada towar na półki. I raczej nie mamy coś liczyć, by w Polsce się coś zmieniło i rynek pracy stał dla nas otworem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo ciekawa stronka i mega dużo fajnych rzeczy. Serdecznie gratuluję i pozdrawiam autorów.


    Look into my webpage ... promuj strone

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...